Ostatnio towarzyszycie mi kochani w moich prywatnych wędrówkach:) To znaczy piszę na ogół o tym co mi w duszy gra w odniesieniu do mojego wnętrza. I tak teraz mam fazę na "coś starego". Ogólnie moje mieszkanie jest trochę tradycyjne, ale dotychczas nie miałam nic prawdziwie starego.
Nie wiem jak Wy się zapatrujecie na starcie lub antyki, ale ja miałam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo mi się podobają (oby nie w nadmiarze) a z drugiej strony kiedyś kupiłam coś starego a potem mi się ubzdurało, że to do kogoś należało a ja nie wiem czy ten ktoś miał pozytywną energię i co jeżeli na przykład teraz zła energia tej osoby krąży w moim domu??? Aha...potrafię się wkręcić, prawda? W każdym razie wyniosłam to małe coś do piwnicy:( Tak się skończyła moja pierwsza przygoda ze starociami :( A pojechałyśmy oglądać te starocie z Lidką aż do Czacza!
W sumie najfajniej mieć coś starego co należało do naszej rodziny. Tak właśnie ostatnio zagościł u mnie gramofon:) Oryginalnie stary i z "pewnego źródła" :) Został oczywiście dopasowany do mojego wnętrza co oznacza, że zupełnie zmienił kolor i przeszedł gruntowną renowację. Trochę nie wyszedł kolor tuby więc na razie się nie chwalę na zdjęciach (no dobra, kawałek pokazałam ostatnio na Instagramie).
Teraz natomiast poszukuję komody, która stanie w przedpokoju. I też chciałabym żeby była stara. Znalazłam jedną, ale nie wiem jeszcze czy będzie pasowała. Po pierwsze jest chyba za głęboka (... nie umiem się zdecydować) a po drugie to Biedermeier. Nie to, że nie lubię... uwielbiam! Tylko to by oznaczało, że moje mieszkanie będzie bardziej eklektyczne niż początkowo zamierzałam. Ale czy to źle? :)
No właśnie jeżeli chodzi o styl Biedermeier to według mnie jest rewelacyjny. Z tych wszystkich dawnych i zaprzeszłych stylów Biedermeier pasuje mi najbardziej. Pewnie dlatego, że kładzie nacisk na użyteczność i wygodę projektowanych przedmiotów. Ciekawie i w skrócie o tym stylu przeczytacie na przykład TU. Warto wiedzieć, że nie był to styl początkowo doceniany, a nazwa powstała jako zbitka niemieckich słów: bieder znaczy „poczciwy, prosty” i
meier – to częsta końcówka niemieckich nazwisk. Wymyślili ją w połowie
XIX wieku lekarz Adolf Kussmaul i prawnik Ludwig Eichrodt, którzy
publikowali kpiące poematy o urokach życia w miasteczku, podpisując je:
Gottlieb Biedermeier. Ale stało się tak, że styl ten przyjął się nie tylko wśród mieszczaństwa ale i wszedł na salony arystokracji.
Tak więc ja rasowa mieszczanka też chciałabym Biedermeiera u siebie. Komoda wystarczy, chociaż gdybym miała więcej miejsca to wybrałabym sekreterę. Ech... mieszkanie już mi się wydaje za małe:(
Nie chodzi jednak o to, żeby się obstawić antykami czy starociami, ale chodzi o wstawienie pojedynczych akcentów, które powodują, że mieszkanie nie wygląda jak zdjęcie z katalogu sklepów wnętrzarskich gdzie wszystkie meble są jednolite, koniecznie w kompletach. Chodzi o przełamywanie schematów, o bawienie się kolorami drewna i jego fakturami. Oczywiście trzeba mieć trochę wyczucia, ale jeden stary mebel jeszcze nie zepsuł chyba żadnego wnętrza? Zasadniczo dobra recepta na wnętrze to: coś nowego, coś starego, coś z IKEA i coś dizajnerskiego.
To co? Jak sądzicie? Co ładniejsze? Komoda czy sekretera?